Dlaczego otyłość stała się pandemią XXI wieku?

Jakiś czas temu w jednym z czołowych dzienników oglądałam zdjęcia z Warszawy lat 50. XX wieku. Widnieli na nich uśmiechnięci, zadowoleni ludzie, dzieci, młodzież, dorośli i ci nieco starsi. Co zaobserwowałam?

Wszyscy byli szczupli. Panie – i te młodsze, i starsze – w rozkloszowanych, dopasowanych sukienkach z podkreśloną szczupłą talią, rozmiar 36. Panowie smukli, w garniturach, bez okazałych brzuchów. Roześmiane dzieci, z piłką, skakanką, grające w klasy, bawiące się na trzepaku… ani jedno nie miało nadwagi!

Kiedyś osoby z otyłością olbrzymią mogliśmy zobaczyć tylko na amerykańskich filmach. Mam na myśli lata 70. i 80. XX wieku. Na polskich ulicach był to widok niespotykany. U nas po raz pierwszy zobaczyłam 20-letnią dziewczynę z otyłością olbrzymią na początku lat 90. To była Polka urodzona za oceanem. Pierwsze pokolenie. Rodzice szczupli. Zrobiło to na mnie niesamowite wrażenie. Ja byłam przerażona, tej dziewczynie jakby to nie przeszkadzało. Na pewno nie czuła się skrępowana.

Jeszcze 15 lat temu pracownik czołowego warszawskiego muzeum mówił mi, że zagraniczni goście robili zdjęcia polskim dzieciom, całym klasom, które przychodziły na lekcje muzealne. Zapytał dlaczego? Odpowiedź brzmiała: „Bo wszystkie dzieci są szczupłe, a to takie niespotykane i w Ameryce, i na zachodzie Europy”.

Jak jest teraz? Co się stało?

W tej chwili, gdy znajdziemy się w miejscu publicznym – niezależnie od tego, czy to będzie duże czy małe miasto, czy może wieś – mamy niemal 100% pewność, że zobaczymy co najmniej jedną osobę z otyłością olbrzymią. Może to być dziecko, nastolatek, dorosły czy ktoś w podeszłym wieku. Nie znajdziemy już całej klasy szczupłych dzieci.

Wydaje się, że mamy coraz lepszy dostęp do informacji, jest coraz więcej badań i publikacji na temat otyłości, coraz więcej diet – zarówno tych „cudownych”, jak i wydawałoby się racjonalnych, zrównoważonych. Mamy coraz więcej wykształconych dietetyków, coraz więcej poradni.

Co się więc dzieje? Dlaczego tyjemy w tak zastraszającym tempie?

Oprócz fali niejednokrotnie sprzecznych informacji zalewa nas też wszechobecna reklama, która zachęca do spożywania większej ilości produktów, które niekoniecznie są dobre dla naszego organizmu. Czy jakiś marketingowiec kieruje się zdrowiem konsumenta? Niekoniecznie!

Reklama w mediach jest bardzo kosztowna i ma za zadanie spowodować radykalny wzrost sprzedaży danego produktu. Zwróćcie uwagę, że spoty reklamowe bazują na uczuciach, emocjach, odwołują się do zdrowia naszego i naszych najbliższych, szczególnie dzieci. Najważniejszym celem jest jednak wzrost sprzedaży i zwielokrotnienie zysków firmy, wykonanie planu finansowego. Reklama jest na tyle sprytnie skonstruowana przez fachowców, tak sugestywna i wiarygodna, że większość z nas nie potrafi się jej oprzeć. Kupujemy więc i jemy coraz więcej. Reklama nie kłamie, jest to zbyt ryzykowne z prawnego punktu widzenia. Nie mówi jednak całej prawdy, podaje tylko informacje wygodne dla producenta.

Wbrew pozorom produkty spożywcze nie są bardzo drogie, oferta cenowa jest na tyle zróżnicowana, że w zasadzie wszystkich (poza skrajnymi przypadkami) stać na zapełnienie wózka czy to w dyskoncie, czy w delikatesach. Przy bardzo silnej konkurencji producenci dokładają starań, by stworzyć produkt bezpieczny, wygodny w użyciu, z długim terminem przydatności do spożycia, jak najlepiej odbierany przez konsumenta (bo przecież inaczej go nie kupi), lecz także jak najtańszy. W rezultacie otrzymujemy wyrób prawie taki sam jak tradycyjny, ale to „prawie” robi wielką różnicę. Kupujemy np. chleb żytni na zakwasie, ale czy jest to dobroczynny tradycyjny zakwas, wyprodukowany z zachowaniem wszystkich etapów dojrzewania? Tego nie wiemy.

Znalazłam w Warszawie wspaniałą piekarnię, która jeszcze stosuje własny tradycyjny zakwas – niestety, nie mogę się tu podzielić tą informacją. Najważniejsze, że są jeszcze takie miejsca. Trzeba je tylko samodzielnie wytropić!

Czy zastanawialiście się kiedyś, co zawiera wysokoprzetworzone jedzenie, które tak chętnie wkładamy do mikrofalówki i mamy smaczny obiadek w minutę i osiem sekund? Czy myśleliście nad tym, które produkty z przebogatej oferty olejów roślinnych i tłuszczów do smarowania pieczywa są zdrowe? Większość ma niestety niewłaściwy skład kwasów tłuszczowych. Nie przeszkadza to znanym i lubianym polecać ich w telewizji i kolorowych pismach. Ważne, że kasa się zgadza. Ależ mnie to złości!

Dlaczego spożywamy tak olbrzymie ilości cukru i innych węglowodanów, a w marketach mamy dziesiątki/setki metrów półek z przetworzonymi produktami zbożowymi? A napoje słodzone? A co z produktami mlecznymi, szczególnie słodzonymi? Co z wędlinami? A prawidłowy poziom cholesterolu i skutki jego niedoboru i nadmiaru?

Czy macie świadomość rezultatów takiego stylu życia na skróty?

Na efekty nie musieliśmy długo czekać. W zastraszającym tempie doganiamy/przeganiamy bogate kraje zachodnie, jeśli chodzi o procent społeczeństwa z nadwagą oraz tempo pogłębiania się problemu.

Zła i zdecydowanie zbyt obfita dieta, niedostatek aktywności fizycznej, stres, niedoinformowanie i wprowadzanie w błąd prowadzą do chorób cywilizacyjnych zależnych od diety. Należy też pamiętać, że jedzenie uzależnia, np. cukier (w szerokim ujęciu). Chcemy wciąż więcej i więcej!

Nadwaga i otyłość to nie tylko defekt kosmetyczny i mniejsza sprawność fizyczna. To choroba związana z rozwijającą się insulinozależnością prowadzącą do cukrzycy typu II, z chorobami układu krążenia (miażdżyca, nadciśnienie tętnicze, udar mózgu), stłuszczeniem wątroby i upośledzeniem jej funkcji, kamicą żółciową, niektórymi typami nowotworów, obciążeniem i chorobami stawów itp. Stan zdrowia społeczeństwa z roku na rok staje się coraz gorszy, a koszty leczenia rosną zatrważająco szybko. A to wszystko na nasze własne życzenie. Przecież nikt nas na siłę nie karmi!

 Czym jest „zdrowa dieta”? Istnieje wiele różnych definicji tego pojęcia. Rozbieżności widzimy nawet w ujęciu dietetyków i lekarzy. Niby wiemy coraz więcej, odżywiamy się według zasad z najnowszych badań i teorii, mamy do dyspozycji 1001 nowych „cudownych” diet (nieskutecznych!), a społeczeństwo staje się coraz bardziej chore, coraz bardziej otyłe. Co ciekawe, teorie są niby nowe, a jakby bazowały na doświadczeniach wcześniejszych pokoleń.

Jak odżywiali się nasi bliżsi i dalsi przodkowie? Przede wszystkim tym, co rosło wokół, tym, co potrafili przechować i w prosty sposób przetworzyć. Słodycze, czekolada i cytrusy? Tak, ale od święta. Chleb? Tak, żytni na zakwasie. Pszenica znacznie się zmieniła na przestrzeni ostatnich 50–60 lat. Jest karłowata, zdecydowanie zwiększono jej plonowanie. Poprzednie pokolenia zachowywały dietę lokalną, mniej urozmaiconą, mniej przetworzoną.

Mówimy „to przedwojenne pokolenie”, mając na myśli ludzi odporniejszych, bardziej wytrzymałych, zdrowszych i zdecydowanie szczuplejszych. Co prawda my żyjemy dłużej, ale to zasługa rozwoju medycyny, a nie naturalny proces.

Żyjmy rozsądnie i miejmy umysły, uszy i oczy otwarte. Zadbajmy o siebie i szczególnie o nasze dzieci. Jaki będzie stan ich zdrowia, gdy dorosną?

Przypomnijmy też sobie doświadczenia kulinarne wcześniejszych pokoleń. Wtedy ludzie byli znacznie szczuplejsi i zdrowsi!

Nie ma dwóch takich samych osób, dlatego nie może być dwóch takich samych diet. U nas każda dieta jest inna, dopasowana do Twoich potrzeb, preferencji oraz wykluczeń. Odchudzamy po ludzku. Dostaniesz dietę i opiekę ekspertów.

Sprawdź >